leniwa niedziela

Za oknem deszcz, więc nosa poza biurko nie wychylam. Na szczęście maszyna scrapowa ruszyła po zastoju świątecznym i można się już bawić, m.in. na art-piaskownicy bawić się można kolorami:





Nie jestem pewna czy mi do końca wyszło to, co powinno (chyba mało czerwonego, ale więcej już nie dało się wcisnąć). I miałam dylemat (haha daltonizm mój..) czy kolor trzeci to róż, fiolet czy lawenda.. :P Cóż - zrobiłam róż. A oto co wyszło:



Scrap jest o mojej dzisiejszej niedzieli - wyciszającej, leniwej, pastelowej z dodatkiem niewielkim wybuchowej czerwieni, która się objawi we mnie wieczorem, kiedy już mnie pastele znudzą :D
A od piątku sobie album robiłam, zaległy bardzo, bo z wakacji jeszcze. W poprzednim poście był layout z Austrii, dziś cały album. Ach i tak mi się żal zrobiło, że tam nie mieszkam...


 Pierwszy dzień naszej wyprawy spędziliśmy na najwyżej położonej i najpiękniejszej górskiej drodze (autostradzie!) na świecie.


 Pierwszy i drugi dzień to dni lodowców. Najpierw zobaczyliśmy Grossglockner, najwyższą górę Austrii, następnego dnia pojechaliśmy na lodowiec Moltal i tam wspięliśmy się na szczyt Schareck - 3105m. npm!


 Potem czekała nas najdłuższa droga powrotna, przez najdziksze i najpiękniejsze górskie okolice w jakich naprawę kiedykolwiek byłam! Było dziko cudownie :D


 Trzeci dzień przywitał nas śniegiem! Było to dość ekstremalne - był koniec sierpnia :P Nawet bałwana udało nam się ulepić.


 Kolejny dzień był również śnieżny, ale za to cudownie słoneczny. Wybraliśmy się na niezbyt wymagający spacer w przepięknej okolicy.


 Potem był jeszcze mały spacerek po Radstadt, miasteczku w którym się zatrzymaliśmy. 
A kolejnego dnia, we dwójkę z szwagrem, wybraliśmy się na przysłowiową 'wyrypę', żeby poczuć, że jesteśmy naprawdę w WYSOKICH górach :D


 To była naprawdę niezła przygoda, choć był i strach i zmęczenie i ból :) Na koniec dnia pojechaliśmy pod lodowiec Dachstein, który jest niesamowicie piękny (ja go nazywam boski Dachstein).


 Szósty, ostatni, dzień naszej wyprawy był dniem moich urodzin :) Wybraliśmy się do uroczego miasteczka Hallstatt nad jeziorem.


 A na pożegnanie z Taurami wyjechaliśmy na Rossbrand, żeby oglądnąć ostatni zachód słońca... Było niezwykle pięknie.



Jest takie powiedzenie - cudze chwalicie itd.. Ja mniej więcej nasze znam, nie przeczę - polskie zakątki są piękne. Ale cudze zawsze chwalić będę - a austriaków to już zawsze!:D

1 comment: